List Wojtka Turewicza

Drogi Julianie,
na ostatnim naszym spotkaniu wspomniałem Ci o obozie narciarskim, na którym byłem instruktorem. Był to obóz szczególny pod wieloma względami i dlatego chcę Ci o nim opowiedzieć. Sama nazwa obozu wskazuje, że głównym jego celem była nauka jazdy na nartach i właśnie w tej nauce odkryłem, jak genialnym może być ona zajęciem.

Ale po kolei. Dzień pierwszy - ekscytujący ! Wychowankowie z wielką ochotą założyli narty i po pierwszych ślizgach zobaczyłem u wielu z nich strach w oczach. Zwolniłem tempo, wprowadziłem proste ćwiczenia i przyszły pierwsze sukcesy. Poczuli się bezpiecznie i z większą ochota angażowali się
w kolejne ćwiczenia. Dzień zakończył się sukcesem, wszyscy byli zadowoleni z własnych postępów. Wieczorem podczas podsumowania dnia chwalili się świeżymi osiągnięciami. Ta atmosfera dodała nam - wychowawcom nowych sił na kolejny dzień. Ranek wypełniał entuzjazm. Wszyscy bez ociągania się wyszli na stok. Zaczęliśmy wprowadzać nowe trudniejsze ćwiczenia i, z minuty na minutę, gasł entuzjazm w naszych wychowankach... Pojedynczo, korzystając z różnych pretekstów zaczęli wykruszać się z zajęć. Pod koniec zostaliśmy ja i Emil [Emiljest naszym głównym bohaterem. To o jego działaniach wychowawczych chcę Ci opowiedzieć] z trójką uczniów. Sytuacja mnie zaniepokoiła, zapytałem Emila "co się stało?". Nie odpowiedział. Zaprosił za to na drugie śniadanie. To była miła propozycja, a chwila przerwy dobrze zrobiła moim, już trochę "zużytym" kolanom.

I w tym momencie zaczyna się właściwa część mojej opowieści. Przy drugim śniadaniu Emil postanowił podzielić się ze wszystkimi swoimi refleksjami na temat wydarzenia na stoku. Sposób, w jaki zaczął kompletnie mnie zaskoczył. "Za to, co się wydarzyło stawiam sobie jedynkę."
- powiedział Emil. "To ja jestem odpowiedzialny za tę sytuację. Za mało byłem skoncentrowany na Waszej nauce, a za bardzo na własnej jeździe. Tak bardzo upajałem się własnymi sukcesami, że nie zauważyłem Waszego zagubienia. Zamiast dać wam wsparcie, pomóc przełamać obawy, po prostu być
z Wami, ja - egoistycznie- myślałem o sobie. Jeszcze raz powtarzam: to, że zeszliście ze stoku jest moją porażką i stawiam sobie jedynkę." Zapanowała absolutna cisza.
Wypowiedź Emila kompletnie mnie zaskoczyła i byłem ciekaw, co wydarzy się dalej. Jednocześnie to, co powiedział dało mi dużo do myślenia.

Emil odważnie wziął całą odpowiedzialności za porażkę dzieci na siebie. Zastanawiałem się, dlaczego tak zrobił ? Przecież to oni zwątpili,to oni się wycofali ! Przecież mógł im powiedzieć, jaki popełnili błąd i jak bardzo go rozczarowali. Mógł podkreślić, że kolejny raz wycofali się z trudnej sytuacji bez podejmowania wyzwania. Naprawdę spodziewałem się, że Emil wygłosi "kazanie". Cały czas zadawałem sobie pytanie : dlaczego tak postąpił? I w dalszej części spotkania otrzymałem odpowiedź. Emil zapytał wychowanków, co o tym sądzą i czy zabrakło im wsparcia z jego strony. Znów byłem zaskoczony tym,
co się wydarzyło. Powiedzieli, że narty są dla nich za trudne i dlatego się zniechęcili, ale że wujek [Emil] ocenia się zbyt surowo. Uznali, że mogli nie poddawać się i że jest to przede wszystkim ich wina. Stwierdzili, że powinni próbować do skutku.

Powiem Ci, Julianie, że dla pedagoga było to wyjątkowa sytuacja. Emil z uczniami zaczął dyskutować, czy jest szansa, aby naprawić tę sytuację. Czułem, że każda z osób biorących udział w dyskusji szuka w sobie rezerw, chce uratować sytuację. To było niesamowite doświadczenie! Zrozumiałem nareszcie, dlaczego Emil całą odpowiedzialność wziął na siebie (to jest moja interpretacja i jestem ciekaw, czy się z nią zgodzisz ?). Emil uznał, że zacznie szukać przyczyn w sobie, dając tym samym dowód uczciwości wobec swoich uczniów. Pokazał, że jest człowiekiem i także popełnia błędy i tych błędów nie ukrywa.
W ten sposób dał im poczucie bezpieczeństwa, dał im prawo do błędów. Jaki był efekt? Uczniowie mogli i chcieli uczciwie ocenić sytuację. Dać wsparcie Emilowii wziąć odpowiedzialność za to, co się stało. Jest to znakomity przykład synergii. Fascynujące, Julianie, było wspólne poszukiwanie wyjścia z kryzysu. To była partnerska dyskusja. Powiedz, czy to nie jest odkrywcze: jedynka, to ocena, którą wspólnie otrzymują nauczyciel i uczeń. Można tylko zastanawiać się, w jakich proporcjach odnosi się do pracy nauczyciela, a w jakich do pracy ucznia. Ja jestem skłonny twierdzić, że w większym stopniu jest negatywną oceną nauczyciela, ponieważ to on jest przewodnikiem w procesie uczenia się i ma większy wpływ na jego jakość. Czy mogę, Julianie -mój Przyjacielu, wysnuć taką konkluzję:
Nauczycielu, postawione przez ciebie oceny są ocenami za twoją pracę. Nie stawiaj jedynek, bo będziesz musiał poprosić dyrektora szkoły o zwolnienie cię z pracy z opinią, że jesteś słabym nauczycielem ?
Chcę jeszcze nawiązać do pytania, które zadał Emil: "Co o tym sądzicie? Czy zabrakło Wam mojego wsparcia?" czyż nie jest to fascynującą praca za pomocą informacji zwrotnej? Emil świadomie prosi o informację zwrotną. Odczytałam, że dla Niego sposobem na własny rozwój jest informacja od jego uczniów i traktuje on ich zdanie bardzo poważnie. Podczas spotkania z uczniami pokazał, że warunkiem sukcesu jest przekazywanie sobie informacji zwrotnej. Powstało zjawisko sprzężenia zwrotnego między nauczycielem i uczniami. Efekt tego zjawiska ma szczególną wartość, ponieważ w konsekwencji obie strony biorą odpowiedzialność za proces ucznia. Całą tę mądrość zobaczyłem podczas tego spotkania. W pytaniach, które zadał Emil było coś jeszcze. Między wierszami przekazał również taką informację:
"ja tworzę jakość, ale to wy uczniowie oceniacie, czy ta jakość jest dobra". Nie obawiał się tej oceny. Zaufał uczniom, że ocenią go właściwie. Naprawdę zobaczyłem, że zadowolenie lub niezadowolenie wychowanków jest to ostateczna ocena jakości pracy Emila. Gdyby Edward Deming mógł być na tym spotkaniu bardzo by się ucieszył. Może także ucieszyłby się Stefan Wlazło, który mówi: "Czy ja muszę być szewcem, aby stwierdzić, że buty, w których chodzę są wygodne?" Jestem ciekaw, jak Ty to odbierasz ? Julianie, jeszcze nie całą tajemnicę Ci przekazałem. Czy wiesz, dlaczego jeszcze ta rozmowa między nimi była taka fascynująca? Ponieważ Emil był dla swoich uczniów bardzo ważną osobą. Był ich prawdziwym przewodnikiem, liderem. Przeczytałem w którejś z książek sposób, w jaki uczeń zwrócił się do swojego nauczyciela: "Proszę pana, jeżeli chce pan dotrzeć do mojego rozumu musi pan wcześniej dotrzeć do mojego serca" . Jestem pewny, że Emil już dotarł do serc swoich uczniów, a teraz szuka drogi, jak dotrzeć do ich rozumu. Podczas opisanego zdarzenia zobaczyłem, że uczenie to bardzo skomplikowane doświadczenie, powodujące wiele lęków i napięć. Jeżeli między uczniem i nauczycielem brak pozytywnych emocji, jeżeli uczeń nie jest ważny dla nauczyciela, to może jedynie zachodzić zjawisko zapamiętywania, a nie fascynujący proces wspólnego odkrywania. Julianie, czy domyślasz się, jakie efekty dało to niesamowite spotkanie? Dokładnie takie, o jakich myślisz.

Po drugim śniadaniu wszyscy wychowankowie wyszli na stok No, prawie wszyscy. W budynku bowiem została Sylwia - jedna z wychowanek. Postanowiłem wczuć się w klimat działań Emila i udałem się do jej pokoju . Była rozdygotana i powiedziała, że za żadne skarby nie wyjdzie na stok. Zrobiłem to samo,
co wcześniej zrobił Emil. Powiedziałem, że jej upadki na stoku to brak mojej uwagi i poprosiłem, żeby dała mi szansę zrehabilitowania się. A - jeśli tylko nadal będzie się bała , to zejdzie ze stoku po pierwszym zjeździe. Obiecałem, że zrobię wszystko, aby zjazd był bezpieczny. Powtórzyłem 5 razy: "proszę, proszę, proszę .". Sylwia dała mi szansę i ja jej nie zmarnowałem. Podczas nauki po drugim śniadaniu to Emil głównie prosił o wsparcie w każdym etapie uczenia. Wymyślałem przeróżne ćwiczenia, przede wszystkim takie, które pozwalają poczuć się bezpiecznie. Uczenie zaczęło być ekscytujące. Dzieci same regulowały tempo wprowadzania nowych ćwiczeń.
To one decydowały, kiedy chcą już same zjeżdżać bez żadnych zabezpieczeń. Ich radość z pokonywania własnych lęków była najlepszą nagrodą za nasz wysiłek i zachętą do dalszego uczenia. Czy dasz wiarę, Julianie, że wszyscy wychowankowie nauczyli się jeździć na nartach?
Ale to jeszcze nie wszystko - wszyscy uczniowie wystartowali w zawodach narciarskich i wszyscy je ukończyli! Determinacja z jaką walczyli o jak najlepszy występ była uwieńczeniem ich wysiłku i radości z tego, co osiągnęli.
Z pewnością zastanawiasz się: "A co z Sylwią?" Ona także ukończyła zawody, zajęła przedostatnie miejsce i była szczęśliwa z tego, co osiągnęła.
Julianie, gdybym miał oceniać możliwości każdego z nas na podstawie tego, co się wydarzyło podczas obozu, to powiem Ci - mamy nieograniczone możliwości! Zobaczyłem, jak wiele możemy się nauczyć i jak wiele uaktywnić rezerw. Wszystko jest sprawą stosunku do człowieka i wiary w jego możliwości.
W Twoim artykule o ocenianiu kształtującym zastanawiasz się, czy oceniać, czy zrezygnować z ocen. Zadajesz sobie pytanie, jak oceniać, żeby ocena była motywująca. Mówisz o ocenie nauczyciela i o samoocenie. Artykuł przeczytałem z wielkim zainteresowaniem, ponieważ identyfikuję się z treściami, które przekazujesz. Ocena kształtująca posiada cechy pozwalające zadbać o to, aby ocenianie nie zabijało serca ucznia, a pomagało we wspólnym odkrywaniu świata przez ucznia i nauczyciela. Ocena jest jednak złem koniecznym. Zastanawiasz się, jak zrobić, aby było ono jak najmniej szkodliwe. Moim zdaniem, tak długo, jak długo będzie to ocena jedynie ucznia (nawet, jeśli będzie to ocena kształtująca), dokonywana przez nauczyciela, będącego twórcą procesu uczenia, nie uniknie się jej negatywnych skutków. W dodatku uczeń zostanie z problem oceny sam. A przecież jest to także problem nauczyciela. Ocena jest również oceną jego pracy. Nauczyciel i uczeń muszą wspólnie dźwigać skutki oceny. Julianie, ja to naprawdę zobaczyłem podczas tego obozu, a przede wszystkim podczas spotkania Emila z uczniami!
Wiem jedno, w tamtej sytuacji, ani Emil nie udźwignąłby sam tej negatywnej oceny, ani, tym bardziej, jego uczniowie. Zwracam uwagę na subtelności. To nie jest tak, że wspaniały nauczyciel w sposób humanitarny wspiera ucznia. Jest to po prostu wspólny problem - oceny nauczyciela i ucznia. Razem muszą to dźwignąć. Wzajemne przerzucanie odpowiedzialności za ocenę to główny kłopot szkoły. Wzajemne oskarżanie się doprowadziło do ciągłych napięć, kryzysu szkoły. Zobacz Julianie, z jaką łatwością nauczyciele stawiają uczniom negatywne oceny i obarczają odpowiedzialnością za nie właśnie uczniów. Natomiast uczniowie,w odpowiedzi, nienawidzą szkoły. Jest to zjawisko powszechne i za ten stan uczniowie winią nauczycieli. Widzę wyraźnie zagubienie nauczyciela oraz lęk i samotność jego ucznia. Szkoła to dwa oddzielne światy. Świat nauczycieli z ich hierarchią wartości i świat uczniów z ich wartościami. Pomiędzy nimi powstał mur, który można by stopniowo rozkruszać, kiedy te dwa środowiska zaczną wspólnie wyznaczać cele i brać współodpowiedzialność za ich osiąganie.

W swoich przemyśleniach będę konsekwentny do końca. Jeżeli ocena jest wspólną oceną nauczycielai ucznia, to jest ona jedyną znaczącą oceną pracy nauczyciela. Nie ma wybitnych liderów bez ich zwolenników. Nie ma wybitnych nauczycieli bez wybitnych uczniów.
Czy przy awansie zawodowym wyniki nauczania są głównym kryterium? I dlaczego nie?
Czy liczymy najwyższą średnią nauczyciela w szkole? I dlaczego nie?
Czy liczba uczniów nieotrzymujących promocji decyduje o karierze nauczyciela? I dlaczego nie?
Czy dyrektor oceniając pracę nauczyciela jako podstawowe kryterium bierze wyniki nauczania?
I ponownie - dlaczego nie?
Czy nauczyciel podczas uroczystości zakończenia roku szkolnego dostaje, w obecności dzieci, nagrodę za najlepsze wyniki nauczania, a uczniowie biją mu na stojąco brawo? A dlaczego nie?

Od dawna zastanawiam się, z jakiego powodu zawodnik otrzymuje medal za zdobycie I miejsca
a trener tylko czasami?
Dlaczego medalista olimpijski ma prawo do emerytury po 35 r.ż. a trener, który współtworzył jego sukces, nie? Pokazuję konsekwencje w każdą stronę. Takie podejście wymusza w sposób naturalny poszukiwanie nowych metod. Staje się oczywiste, że tylko współpraca ucznia i nauczyciela może zagwarantować wysoka wspólną ocenę. A jeśli współpraca to muszą być spełnione wszystkie warunki, które czyniąją efektywną. Przy takich założeniach nie tylko efekty nauczania będą lepsze, zmienia to także spojrzenie na cały obszar wychowania. Tworzy się jedno środowisko, które chce mieć sukcesy
w osiąganiu wspólnych celów.
I z tego powodu Twoje założenia bardzo odpowiadają mojemu myślenie o ocenianiu.
Julianie, czy moje przemyślenia wpisują się w Twoją filozofię? Kiedy piszę brakuje mi Twoich natychmiastowych komentarzy.
W szybkiej wymianie naszych myśli może powstanie wartość dodana, ta słynna synergia. Z pokorą będę czekał na odpowiedź. Jeszcze raz dziękuję za spotkanie i artykuł. Potrzebuję informacji zwrotnej.
Do usłyszenia.

Wojtek

Powrót

EKO-TUR INSTYTUT KSZTAŁCENIA
NIEPUBLICZNA PLACÓWKA
DOSKONALENIA NAUCZYCIELI

Zadzwoń do nas

+48 22 841 62 08

© 2009 Instytut Kształcenia Eko-Tur
webmaster Katarzyna Dorycka