Nauczyciele litewscy biją na alarm! Ich poczucie bezpieczeństwa jest zagrożone. W środowisku oświatowym poziom agresji osiągnął stan zatrważający. Odnotowuje się coraz częściej przypadki przemocy fizycznej wobec nauczycieli, zarówno ze strony uczniów, jak i rodziców. Uczniowie czująsię bezkarni (system prawny), a nauczycielom, czemu trudno się w tej sytuacji dziwić, puszczają nerwy. Nauczyciele strajkują, żądając od państwa gwarancji poczucia bezpieczeństwa - fizycznego i psychicznego. Psychologowie uważają, że przyczyna leży we wzajemnej frustracji. Ich zdaniem uczniowie przenoszą z własnych rodzin agresywny sposób rozwiązywania konfliktów. Informacje, płynące od naszych wschodnich sąsiadów, potraktujmy jako znak ostrzegawczy. Problemy panujące w naszej oświacie są podobne, choć, na szczęście, jeszcze nie tak powszechne. Dlatego spróbujmy zapobiegać, by potem nie leczyć.
Problemami oświaty zajmuję się od trzydziestu lat. Przez pierwsze dwadzieścia pracowałem z młodzieżą, potrzebującą szczególnego wsparcia. Z przeprowadzonych przeze mnie analiz wynika, że 90 % moich wychowanków miało bardzo poważne problemy szkolne. Problemy wychowawcze zaś były tylko ich konsekwencją. Pomoc, jaką dawaliśmy tym młodym ludziom, polegała głównie na odbudowywaniu ich wiary w siebie, we własne sukcesy. My także prawdziwie wierzyliśmy w ich możliwości. Dlaczego znacząca liczba uczniów nie odnosi sukcesów w szkole? Czy winą za ten stan można obarczyć jedynie pedagogów? Czy też wina leży po stronie ucznia i jego rodziny? Chciałbym podzielić się Państwem refleksjami na ten temat.
Zauważmy - rodzice nie pytają dzieci: "czego się dziś nauczyłaś/eś, tylko: "co dziś dostałaś/eś?". Oznacza to, że rodzice także wpisali się w ten archaiczny sposób oceniania. Krzywa Gaussa - symbol starej cywilizacji - nadal króluje w polskiej oświacie. Dobry nauczyciel to ten, który wymaga i stawia sprawiedliwie wiele ocen negatywnych ("bardzo dobrze - 3 z minusem"), traktując to jako sposób na mobilizowanie do jeszcze większego wysiłku. A zgodnie z krzywą Gaussa zawsze muszą być ci, którzy odpadają, tzw. poprawiacze. Tych zostawia się samym sobie - z problemem niezaliczonego materiału.
A przecież to nielogiczne - skoro ten przeciętny uczeń nie poradził sobie w opanowaniu danej wiedzy, korzystając z pomocy nauczyciela, to jak ma to teraz zrobić sam? W czasie, gdy on mozolnie przedziera się przez zaległości, jego koledzy pod kierunkiem nauczyciela "przerabiają" już kolejną lekcję. Zagubiony, pozbawiony wsparcia uczeń z dnia na dzień staje się coraz poważniejszym problemem.
Jaką informacje odbiera uczeń? Jesteś słaby i tak już będzie zawsze. Wczesne porażki szkolne stają się samospełniającymi się przepowiedniami. Uczniowie dochodzą do przekonania, że są mało wartościowi, a szkoła jest tylko po to, by ich w tym utwierdzać. Świadomość ta powoduje frustrację i wyzwala agresję. Bo przecież tym, co człowieka napędza, jest poczucie sukcesu, tym, co zabija - lęk przed kolejną porażką. Stan taki, utrzymując się przez dłuższy czas, u jednych odbija się na zdrowiu (ucieczka w chorobę), u innych natomiast przeradza się w agresję i bunt wobec otaczającego świata, a więc szkoły, rodziców.
Według mnie jedną z przyczyn szkolnej wojny pomiędzy nauczycielami a uczniami jest obowiązujący w naszym szkolnictwie system ocen. System ten, zrodzony w czasach cywilizacji przemysłowej, nie sprawdza się w świecie wiedzy i informacji. Zabija on w uczniach potrzebę poznawania świata, tak naturalną u małego dziecka. Uczeń wszystkie swoje siły kieruje na ocenę, gdyż, paradoksalnie, to właśnie ona stała się najważniejsza w procesie nauczania - uczenia się, a przecież miała być tylko jego konsekwencją. System podniósł ocenę do rangi symbolu i uczynił z niej narzędzie do dyscyplinowania uczniów
Powrót